Azja Azji nierówna… Kiedy człowiek jedzie po raz siódmy do Tajlandii, zna już wszystkie jej sekrety i niespodzianki. Nawet na nocnym targu, tak jak 7 lat temu, jest to samo stoisko z tymi samymi podróbkami. Podobnie w nocnych klubach: te same stroje, zasady i chyba tylko wiek dziewczyn coraz niższy. W związku z tym, aby przeżyć coś nowego, postanowiłem udać się do innego azjatyckiego kraju – na Filipiny.
Filipiny składają się z ponad 7 tys. wysp, z których około tylko tysiąca jest zaludnionych, więc każdy znajdzie tutaj swój własny kąt. Ktoś, kto zwiedził Tajlandię, Laos, Myanmar (Birmę), Kambodżę, Wietnam i jedzie na Filipiny z myślą, że wszędzie jest tak samo, będzie bardzo zaskoczony. Filipiny to jedyny chrześcijański kraj w Azji i – kolejna niespodzianka – trzeci co do wielkości anglojęzyczny kraj na świecie! Nie ma tam żadnego problemu z komunikacją, nawet w oddalonych od stolicy miejscach, czego nie można powiedzieć o innych azjatyckich państwach. Wszystkie wymienione kraje łączy na pewno jedno: wszędzie należę do najwyższych ludzi 🙂
Manila
Podróż po Filipinach rozpocząłem od stolicy – Manili. Lot z Polski do Manili liniami Emirates z przesiadką w Dubaju zajmuje około 18 godzin, natomiast ceny biletów zaczynają się od około 3 tys. zł w klasie ekonomicznej. Pierwsze zderzenie z Manilą może przytłaczać. Wpływa na to liczba ludzi, kolorów, dźwięków, totalny chaos, brud, slumsy, smród, centra handlowe jedno przy drugim, biznesowe Makati, biedne i niebezpieczne Quiapo. Od razu zaczynasz się zastanawiać, czy to na pewno Manila, od dawna nazywana Perłą Azji. Jednakże z Filipinami tak właśnie jest, że nic nie jest takie, jakie wydaje się na pierwszy rzut oka.
W czasie II wojny światowej stolica Filipin, podobnie jak Warszawa, została niemal zrównana z ziemią, a wiele zabytków nieodwracalnie zniszczono. Dziś Manila to pozostałości murów obronnych, kościoły, ogrody i nowoczesne dzielnice biznesu. Poruszanie się po stolicy jest bardzo uciążliwe ze względu na natężenie ruchu i ogromne korki. Zwiedzanie należy więc podzielić na partie, ponieważ przedostanie się z jednego miejsca na drugie zajmuje sporo czasu.
W Manili znajdują się jedne z największych slumsów na świecie, w związku z czym wybrałem się tam na wycieczkę. Moim przewodnikiem był mieszkaniec dzielnicy, dzięki czemu wycieczka okazała się nie tylko niezwykle ciekawa, lecz także bezpieczna. Obserwowałem brudne dzieci biegające bez opieki po równie brudnej, wąskiej ulicy. Wszędzie widziałem ponadto śmieci, psy i koty, szczury czy ubrania wiszące w zakurzonych oknach. Oprócz tego jeszcze małe straganiki, na których można kupić głównie cukierki, lizaki i chipsy. Ku mojemu zdziwieniu, szybko przekonałem się, że nawet w takim miejscu ludzie potrafią być szczęśliwi.
Życie nocne
W moich podróżach nie może zabraknąć życia nocnego. Ku swemu zaskoczeniu odkryłem, że w Manili najpiękniejsze dziewczyny w klubach i barach nocnych są… płci męskiej. Kluby, dyskoteki, puby, restauracje – każdy znajdzie coś dla siebie. Filipińczycy, niezależnie od zawartości portfela, są uśmiechnięci i pełni radości. Nic dziwnego, że ich narodowym sportem jest karaoke. Dosłownie w każdym miejscu znajduje się zestaw do karaoke i wszyscy śpiewają. Są bardzo zdolni, więc słuchać ich to przyjemność. Podczas nocnej podróży dowiedziałem się, że na Filipinach prawdziwy przysmak, a zarazem afrodyzjak, stanowi zupa nr 5 ugotowana z byczych jąder. Jak widać, podróże kształcą.
Wyspa Bohol
Dla osoby, która pierwszy raz przyjedzie na Filipiny, kolejnym punktem programu zwiedzania jest wyspa Bohol. Mówi się, że Bohol to Filipiny w pigułce. Można znaleźć tu wszystkiego po trochu: kulturę, historię, piękne plaże, niezwykły świat podwodny, malutkie wysepki, dzikie zwierzęta, małe tarasy ryżowe, taniec, gościnność oraz typowe filipińskie potrawy. Wizytówką wyspy są Czekoladowe Wzgórza. Wpisane na Listę Światowego Dziedzictwa UNESCO bez wątpienia należą do najbardziej charakterystycznych i unikatowych krajobrazów na naszej planecie, nigdzie indziej nie zobaczymy czegoś podobnego. Z ich powstaniem wiąże się wiele fascynujących legend i inspirujących opowieści. Ponad 1700 regularnych kopców o idealnych kształtach porasta jedynie trawa – właśnie jej kolorowi w porze suchej zawdzięczają nazwę.
Na Bohol, na Loboc River, są także słynne pływające restauracje. Rzeką kursują łodzie, których wygląd przechodzi wszelkie wyobrażenia. Przerobione na restauracje oraz przyozdobione po filipińsku baraki pełne są romantycznych stolików i muzyki lokalnej. Płynie się w niezwykły rejs w głąb dżungli, gdzie czekają kobiety z malutkimi gitarami i pokazy dynamicznego tańca z bambusami. Wszystko w scenerii, w której był kręcony słynny Czas Apokalipsy.
Wyspa Cebu
Po 2-godzinnym rejsie promem z Bohol jesteśmy na wyspie Cebu, z najstarszym filipińskim miastem o tej samej nazwie. Wyspa nie wzbudziła mojego zachwytu i dziwi mnie, że linie Emirates właśnie utworzyły nowe, bezpośrednie z nią połączenie. Cebu jest rajem dla nurków i słynie z fabryki znanej marki gitar. Wszystkie największe sławy muzyczne posiadają ręcznie wytwarzane instrumenty z tego miejsca. Najlepszy hotel na wyspie to Shangri La Mactan Resort & Spa. Ma małą plażę i nie jest szczególnie interesujący. Na Cebu brakuje luksusowych hoteli.
Wyspa Boracay
W przeciwieństwie do Cebu, Boracay to przedsionek luksusu. To nieduża wyspa z pięknymi plażami, które przodują we wszelkich rankingach. Ma zaledwie 7 km długości i 1 km szerokości, ale doskonałą infrastrukturę turystyczną oraz fantastyczne warunki do plażowania, pływania, nurkowania, uprawiania snorkelingu, windsurfingu i wielu innych sportów wodnych.
Najlepszym hotelem na Boracay jest Shangri-La’s Boracay Resort & Spa. Położony na ogromnej powierzchni, z pięknymi ogrodami, białą prywatną piaszczystą plażą, ma wiele typów zakwaterowania, od pokojów standardowych po prywatne wille na szczycie wzgórza ze wspaniałym widokiem na morze. Hotel Shangri-La’s to bodajże jedyne miejsce, gdzie można spokojnie wypocząć na prywatnej plaży, a wieczorami dobrze się bawić. Wyspa Boracay jest bowiem całorocznie pełna turystów, dzięki czemu tętni na niej życie.
W drodze do raju…
Każdy z nas inaczej wyobraża sobie raj. Dla mnie był nim pobyt w ośrodku Amanpulo należącym do jednej z najbardziej luksusowej sieci hoteli AMAN. Znajduje się on na prywatnej wyspie, położonej w północnej części prowincji Palawan, o ciekawej nazwie Pamalican. Z Manili leci się prywatną awionetką należącą do h0telu, a lot zajmuje ok. godziny. Do dyspozycji gości jest ponad 40 willi, w których mieści się od jednej do nawet czterech sypialni. To ekskluzywne i jedyne w swoim rodzaju miejsce przeznaczone jest dla osób, które cenią prywatność oraz luksusowy wypoczynek. To właśnie na tej wyspie przebywały takie sławy jak Michael Jackson, Diana Ross, Mariah Carey, Bill Gates, Tom Cruise, Beyonce czy Robert De Niro.
Amanpulo to prywatna enklawa z serwisem na najwyższym poziomie. Każdy gość korzysta z usług osobistego kamerdynera, a wszystkie posiłki, łącznie ze śniadaniem, są à la carte. Pobyt można sobie urozmaicić, uprawiając niemotorowe sporty wodne oraz korzystając z różnych atrakcji na samej wyspie. Szczególnie polecam samotny spacer – ja obszedłem Pamalican w nieco ponad godzinę, a na swojej drodze napotykałem tylko biegające po piasku o konsystencji mąki kraby.
Amanpulo Resort był kropką nad i w mojej podróży do tego odległego i niezmiernie ciekawego kraju. Mieszkańcy Filipin urzekli mnie gościnnością i spontanicznością, teraz pozostaje mi tylko żywić nadzieję, że jeszcze kiedyś ich odwiedzę. Jeżeli jednak nie będzie mi to dane, postaram się chociaż przekazać piękno tego tropikalnego raju osobom podróżującym z CARTER®.
Autor: Andrzej Tkaczow